Stowarzyszenie Milan Club Polonia - jedyny oficjalny fanklub Milanu w Polsce - największy Milan Club w Europie!

Witamy w Milan Club Polonia


MCP - daty i liczby:
Spotkanie założycielskie: 28.12.2001
Rejestracja Stowarzyszenia: 29.10.2004
Oficjalny fanklub AC Milan od: 26.06.2005
Liczba członków w sezonie 23/24: 1097
MCP to największy fanklub Milanu w Europie!

Liczba wyjazdów na mecze Milanu: 84
Liczba zorganizowanych spotkań Milanistów: 38
Kontakt: kontakt@milanclubpolonia.pl
Kanał IRC: #MCP

Przydatne linki:

- PIŁKARZ ROKU
- TERMINARZ MILANU NA SEZON 2023/24
- Panel członka MCP
- Regulamin kwalifikacji na wyjazdy
- Wyjazdy prywatne - Regulamin dystrybucji karnetów
- Zasady rezygnacji i zwrotów z imprez MCP
- Informacje nt. Cuore Rossonero
- MCP na Facebook
- MCP na YouTube

 Wyjazdy MCP

Salzburg - Milan

6 września 2022 roku Milan rozpoczynał swe rozgrywki w fazie grupowej Ligi Mistrzów, grając w Salzburgu z tamtejszym Red Bull Salzburg.

Nie było dużo czasu na organizację wyjazdu, gdyż losowanie grupy jak i kalendarza rozgrywek, nastąpiło zaledwie niecałe dwa tygodnie wcześniej. Mimo tego do Salzburga różnymi środkami transportu udała się całkiem pokaźna grupa MCP.

Razem z Piotrkiem, w dniu meczu ruszyliśmy w podróż z Warszawy wcześnie rano, by załapać się na poranny lot z Modlina do Wiednia. Zostawiliśmy więc auto na parkingu przy lotnisku i ruszyliśmy w kierunku kontroli celnej. Lot był o godzinie 9 rano co sprawiło, że większość porannych lotów już się odbyła i lotnisko ku naszemu zdziwieniu było kompletnie puste. Była to dobra informacja, ponieważ dotarliśmy tam dość późno, a dzięki temu pozyskaliśmy nieco dodatkowego czasu, na wizytę w barze lotniskowym, gdzie do śniadanka uraczyliśmy się podwójnym rumem z colą, by wprowadzić się już w nieco piłkarski klimat.

Przy planowaniu podróży długo rozważaliśmy, czy po wylądowaniu w Wiedniu brać auto, czy jechać pociągiem. Z Wiednia do Salzburga był to jednak jeszcze spory kawał drogi i postawienie na pociąg było ostatecznie świetnym rozwiązaniem, gdyż mieliśmy spokojne głowy i żaden z nas nie musiał się niczym przejmować. Samolotu również nie prowadziliśmy więc dzięki temu mogliśmy kontynuować naszą przygodę z rumem. Na podkreślenie zasługuje z pewnością świetna komunikacja na lotnisku w Wiedniu i bezpośredni terminal kolejowy, z którego mogliśmy wsiąść w nasz bezpośredni pociąg do Salzburga pół godziny po wylądowaniu. Zanim to zrobiliśmy, udaliśmy się jeszcze do delikatesów w celu nabycia prowiantu na ponad 4-godzinną podróż pociągiem. Później zajęliśmy nasze miejsca, rozpakowaliśmy nasz catering i przez całą podróż dyskutowaliśmy na różne tematy, dzięki czemu czas zleciał bardzo szybko.

Po dotarciu na miejsce, w pierwszej kolejności udaliśmy się na stadion w celu rozezniania terenu pod późniejszy odbiór biletów i następnie pojechaliśmy do centrum, by zwiedzić miasto i spotkać się z pozostałą częścią ekipy. Chociaż nie udaliśmy się tam w celach zwiedzania, to jednak miasto Mozarta samo w sobie wydało nam się, że nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Po szybkim obejściu centrum, udaliśmy się na tereny w pobliżu rzeki, by spotkać się z resztą i zjeść coś zanim rozpocznie się zbiórka Curvy Sud Milano. Po krótkim rekonesansie, wybór padł na rybną knajpę przy samej rzece, gdzie zamierzaliśmy spróbować rybnych specjałów. Niestety kulinarnie nie był to najlepszy wybór, ale byliśmy już nieco głodni, a sama Austria nie ma też w ofercie zbyt wiele zachęcających dań. Lokal znajdował się również przy samym miejscu zbiórki, skąd mieliśmy dalej ruszyć wspólnie na stadion.

W miarę upływu czasu, ludzi zbierało się coraz więcej, a po chwili pojawiła się ekipa CSM z bębnami i megafonami. Chwila na placu, gdzie rozpoczęło się wspólne śpiewanie piosenek na cześć Milanu i ruszyliśmy wszyscy razem zwarci i gotowi ulicami miasta. Z racji tego, że stadion jest dość daleko od centrum, przeszliśmy kawałek, po czym wsiedliśmy wszyscy do podstawionych autobusów miejskich, które następnie przy akompaniamencie śpiewów i podskoków przewiozły nas w pobliże stadionu. Tam mieliśmy jeszcze chwilę wolnego czasu, którą mogliśmy zagospodarować na wizytę w sklepie i wspólne rozmowy ze znajomymi z innych fanklubów Milanu, po czym ruszyliśmy już na stadion.

Na miejscu dołączyła do nas kolejna część ekipy MCP. Odebraliśmy bilety i skierowaliśmy się na stadion. Niestety okazało się, że część z nas trafiła na wyższy krąg, a część na dolny, co zmusiło nas do oglądania meczu oddzielnie, ale ci bardziej zaparci, postanowili przedostać się przez kołowrotki przytulonym do drugiej osoby i negocjować dalej ze stewardem lub też użyć innych dynamicznych metod.

Po wejsciu na sektor, chwila na zapoznanie się ze stadionem, na który panował dobry klimat, trybuny blisko boiska, jednak siatka na ryby skutecznie oddzielająca nasz sektor od całego spektaklu niszczyła nieco wrażenia. Do meczu było jeszcze trochę czasu, więc aby uniknąć jeszcze większej kolejki do sektorowego baru, udaliśmy się szybko po hod doga i piwa. Jakież było zdziwienie kiedy to hot dogiem z tablicy z menu, okazała się zwykła kajzerka z marnej jakości wurstem położonym obok. Wysokich kulinarnych oczekiwań jak już wspominałem jednak nie mieliśmy, więc człowiek zjadł to i tak ze smakiem. Zajęliśmy nasze miejsca i oczekiwaliśmy na mecz. Nasz sektor był nabity pod korek, co sprawiało również, że doping był głośny i równy, nawet mimo rozdzielenia nas na dwa różne kręgi. Gospodarze przed pierwszym gwizdkiem zaprezentowali na trybunach prostą kartoniadę składającą się we flagę Austri wraz z napisem We Are Austria i w sumie nie licząc transparentu Boycot Qatar z drugiej połowy, to niewiele poza tym. Dopingiem również nie dorastali nam do pięt i przez zdecydowaną większość meczu, można było czuć wrażenie, że Milan gra u siebie.

Spotkanie zakończyło się remisem 1-1, a po meczu dość szybko pozwolono nam na opuszczenie sektora gości, co z reguły jest rzadkością. Udaliśmy się więc na przystadionowy parking, by pożegnać część ekipy MCP, która przyjechała samochodami i dalej skierowaliśmy się na specjalnie podstawione dla milanistów autobusy, które miały nas zabrać do centrum.

Zmęczenie podróżą i meczem, dawało o sobie znać coraz bardziej, więc postanowiliśmy udać się jeszcze na nocną klasykę, czyli spróbować austriackiego kebaba i to była najlepsza kulinarna decyzja na tym wyjeździe, chociaż o tej porze i przy towarzyszącym zazwyczaj temu zmęczeniu stanie, z reguły smakuje już wszystko.

Pociąg powrotny do Wiednia mieliśmy dopiero o 4 nad ranem, więc nadal mieliśmy mnóstwo czasu. Udaliśmy się na dworzec, by tam znaleźć jakieś miejsce do przeczekania, jednak wszystko było zamknięte, a po dworcu kręcili się jedynie bezdomni i spora ilość małolatów z porządnych rodzin, którzy w środku tygodnia po nocach błokają się w poszukiwaniu mocniejszych wrażeń.

Zmęczenie było coraz mocniejsze więc trzeba było przemyśleć jak przetrwać do rana. Usiedliśmy na jednej z marmurowych ławek bez oparcia i z każdą chwilą coraz bardziej zaczynało zbierać nas na sen. Piotrek szybko zasnął więc przypadło mi pilnowanie warty.
Chodząc po dworcu nieopodal naszej ławki, wpadłem na pomysł, który z założenia był dobry, ale o mały włos nie okazał się dla nas fatalny w skutkach. Na tablicy przyjazdów zauważyłem, że nasz pociąg, który odjeżdża o 4:00 przyjeżdza na dworzec chwilę po północy. Szybko rozkminiłem więc, że zamiast siedzieć na dworcu, możemy wejść do naszego pociągu i spokojnie tam już spać czekając na odjazd. Obudziłem więc Piotrka i udaliśmy się na peron, na który za parę minut miał wjechać nasz pociąg. Po chwili oczekiwania, pociąg przyjechał, a my pełni radości wsiedliśmy do wagonu i zajęliśmy miejsca, przypisane do nas na naszym bilecie. Zadowoleni, że nam się udało i że kolejne godziny spędzimy już na spokojnie śpiąc w wagonie, pokładać się do snu. W momencie gdy już niemal zasypiałem, rozbudziło mnie szarpnięcie i zauważyłem, że pociąg rusza. Coś było nie tak, bo przecież mieliśmy stać na dworcu ponad 3 godziny, a tymczasem pociąg jedzie. Zerwałem się na równe nogi i zacząłęm szukać konduktora, by dowiedzieć się co jest grane. Obszedłem na szybko kilka wagonów przepełnionych w dużej mierze przez imigrantów, którzy podróżowali nocnym międzynarodowym pociągiem i w końcu udało się znaleźć konduktora, który ledwo co rozmawiał po angielsku. Jedyne co udało mi się więc zrozumieć to, że ten pociąg niestety nie jedzie do Wiednia, ale do... Zagrzebia. Pierwsze o czym pomyślałem, to że w Zagrzebiu gramy dopiero za półtora miesiąca, więc to jeszcze nie jest czas na podróż w te miejsce, i szybko zacząłem przedzierać się korytarzem do naszego przedziału, by obudzić Piotrka i ogłosić mu nowinę, że pojawił się pewien malutki problem. Był on już jednak na tyle zmęczony, że sprawiał wrażenie, jakby nie robiło mu różnicy, czy jedzie do Wiednia, Warszawy, czy też do Zagrzebia, co tylko spotęgowało moje załamanie. Po chwili ku mojemu zdziwieniu pociąg się zatrzymał praktycznie w szczerym polu. Był środek nocy więc dość ciężko było też ocenić, ale przypominało to coś w rodzaju niewielkiej bocznicy. Tak naprawdę nie wiedzieliśmy, gdzie my w ogóle się znajdujemy i czy mamy tutaj wysiadać, żeby złapać coś powrotnego. Zanim zdążyliśmy podjąć decyzję o wysiadaniu, okazało się, że pociąg rusza z powrotem w kierunku z którego przyjechał, co dało nam nadzieje, że nie odjedziemy daleko od naszego dworca. Po 10 minutach okazało się, że wróciliśmy na dworzec w Salzburgu jednak wjechaliśmy na inny peron. Okazało się, że pociąg który przyjechał był łączonym pociągiem, którego wagony jechały w różne miejsca Europy i robili właśnie przepinkę, a nasze wagony do Wiednia, dopiero miały być podpięte za kilka godzin. Nasz niecny plan przeczekania nocy w wagonie, okazał się więc niewypałem, a gdyby pociąg ruszył kilka minut później, to moglibyśmy się obudzić nawet w słonecznej Chorwacji. Musieliśmy więc przeczekać dalszy czas z powrotem na dworcu, ale tym razem zostaliśmy na peronie, gdyż nie noc nie była aż tak chłodna. Czas się nieco dłużył, bateria w telefonie się kończyła, więc wdałem się w rozmowę z jednym Węgrem, który pracował w Austri i wracał do domu w Budapeszcie na kilka dni wolnego.

W końcu po długim oczekiwaniu, podstawili nasze wagony. Upewniliśmy się 3 razy, że nie będziemy musieli już z nich uciekać i obaj zasnęliśmy w mgnieniu oka budząc się chwilę przed Wiedniem, skąd mieliśmy samolot do Warszawy. Lot minął spokojnie, okazało się, że stewardem był również milanista, który odwiedza nas czasami podczas regionalnych spotkań, gdy przebywa w Warszawie. Tak kolejny wyjazd dobiegł końca. Salzburg zaliczony, wynik w miarę dobry, powrót szczęśliwy, więc trzeba zaliczyć go do udanych i powoli myśleć o kolejnych eskapadach, gdyż z racji mistrzostw świata w Katarze, kalendarz jest mocno napięty.

Relacja: Sonar

Partnerzy MCP
ACMilan.PLACMilan24.comKoszulki piłkarskie
  | MILAN CLUB POLONIA - STRONA GŁÓWNA | O FANKLUBIE | AKTUALNOŚCI | WYJAZDY MCP | ZLOTY MCP | GADŻETY MCP | KONTAKT | statystyka