Stowarzyszenie Milan Club Polonia - jedyny oficjalny fanklub Milanu w Polsce - największy Milan Club w Europie!

Witamy w Milan Club Polonia


MCP - daty i liczby:
Spotkanie założycielskie: 28.12.2001
Rejestracja Stowarzyszenia: 29.10.2004
Oficjalny fanklub AC Milan od: 26.06.2005
Liczba członków w sezonie 23/24: 1097
MCP to największy fanklub Milanu w Europie!

Liczba wyjazdów na mecze Milanu: 84
Liczba zorganizowanych spotkań Milanistów: 38
Kontakt: kontakt@milanclubpolonia.pl
Kanał IRC: #MCP

Przydatne linki:

- PIŁKARZ ROKU
- TERMINARZ MILANU NA SEZON 2023/24
- Panel członka MCP
- Regulamin kwalifikacji na wyjazdy
- Wyjazdy prywatne - Regulamin dystrybucji karnetów
- Zasady rezygnacji i zwrotów z imprez MCP
- Informacje nt. Cuore Rossonero
- MCP na Facebook
- MCP na YouTube

 Wyjazdy MCP

Juventus - Milan

Wyjazd do Turynu planowaliśmy w zasadzie już od momentu losowania terminarza, bo wiedzieliśmy, że jak co roku, po prostu trzeba tam jechać. Po tym jak w zeszłym sezonie musieliśmy udać się tam na Wielkanoc i zrezygnować tym samym ze Świąt przy rodzinnym stole, tym razem los był nieco łaskawszy i mecz został zaplanowany na 6 kwietnia.

Organizacja wyjazdu do Turynu jest zawsze bardzo trudna, z tego względu, że tamtejszy klub absolutnie nie chce współpracować z kibicami przyjezdnymi, a wręcz jakby celowo utrudniał zawsze ich przyjazd. Informacja o sprzedaży biletów pojawia się zawsze dopiero na tydzień przed meczem, jednak najbardziej irytujący jest fakt, że jest to jedyny klub w całej lidze włoskiej, który wymaga posiadania karty kibica mimo, że konieczność jej posiadania została oficjalnie zniesiona. Jako starzy wyjadacze nauczeni doświadczeniem również z poprzedniego roku, wiedzieliśmy jak należy się do tego meczu przygotować i tym samym pierwsze działania podjęliśmy dużo wcześniej. Bardzo dokładnie zaplanowaliśmy sobie podróż, wyrobiliśmy konieczne dokumenty i czekaliśmy na ogłoszenie sprzedaży biletów. Cena była salonowa, gdyż na bilet trzeba było wydać 75€, ale mimo super przygotowania i ruszenia sprzedaży na 7 dni przed meczem, jak zwykle pojawiły się problemy. Usłyszałem – „Nie możemy wystawić biletów, system je odrzuca dla kilku osób mimo, że wszystko jest ok.” Pomyślałem: „Standard, nic mnie już tam nie zaskoczy”, jednak Italia jak to Italia, wszystko da się tam jakoś załatwić, trzeba tylko wiedzieć z kim rozmawiać.

W tym roku podróż zaplanowaliśmy sobie nieco inaczej i z większym luzem. Ostatecznie na wyjazd zgłosiło się 11 osób. Kupiliśmy więc bilety na samolot z Warszawy do Bergamo, jednak tam w odróżnieniu do poprzednich lat nie wynajmowaliśmy już busa, lecz postanowiliśmy pojechać do Turynu pociągiem i poczuć doznania z jazdy słynnymi włoskimi kolejami. Wiadomo, że te rozwiązanie gwarantowało też większą swobodę całej grupie, ale przede wszystkim nikt nie musiał być kierowcą i cała grupa mogła się bawić jednakowo dobrze. Lot był standardowo bardzo wcześnie rano i już o godzinie 6 wznieśliśmy się w powietrze samolotem linii WizzAir. Z Bergamo przedostaliśmy się do Mediolanu autobusem i tam mieliśmy niecałe dwie godzinki do pociągu linii Italo, która słynie z bardzo komfortowej i najszybszej kolei we Włoszech. Udaliśmy się więc do baru w pobliżu dworca kolejowego, by zjeść jakieś śniadanko i umilić sobie czas oczekiwania paroma piwkami. Przed powrotem na dworzec, zrobiliśmy jeszcze małe zapasy w sklepie i wsiedliśmy do pociągu. Z racji tego, że bilety na pierwszą klasę nie były wiele droższe, postanowiliśmy je kupić, jadąc przynajmniej w pierwszą stronę, by podróżować jak Panowie przez duże P. Oznaczało to wygodniejsze fotele oraz poczęstunek w cenie biletu. Rozsiedliśmy się wygodnie i patrzyliśmy na licznik, który szybko osiągnął prędkość 300km/h i utrzymywał ją przez większą część podróży.

Do Turynu dotarliśmy po niecałej godzinie podróży i w pierwszej kolejności udaliśmy się do restauracji, by zjeść jakiś obiad, gdyż od kilku lat niezmienną częścią wyjazdów w mniejszej grupie, jest zawsze zwiedzanie kraju od strony kulinarnej. Po krótkim spacerze zakotwiczyliśmy więc w jednym z turyńskich lokali, by rozkoszować się włoską pizzą, czy smakowitymi owocami morza oraz białym winem, które tego dnia wyjątkowo dobrze spływało po ściankach naszych przełyków. W dalszej kolejności udaliśmy się do hotelu, żeby się przebrać i szykować na mecz. Jak przystało na Panów przez duże P, hotel wzięliśmy nie byle jaki, bo był to DoubleTree by Hilton, ale to również dzięki licznym zniżkom udało nam się ogarnąć w bardzo dobrych cenach, nie odbiegających od cen pozostałych hoteli. Jak się okazało nie był to hotel do końca dla nas, ale o tym może później.

W hotelu szybki prysznic, przebranie w strój meczowy i wypad na stadion. Lokalizacja hotelu była dość daleka od stadionu i to również miało wpływ na jego cenę w dniu meczowym. Z racji tego, że ekipa była liczna, postanowiliśmy zamówić dużą taksówkę, za którą wyszło niecałe 4€ od osoby, za to dojechaliśmy w sposób bardzo komfortowy, a ci bardziej zmęczeni zdążyli uciąć sobie nawet krótką drzemkę. Pod stadionem dołączyła do nas reszta ekipy i popijając tradycyjne meczowe piwko Ceres oraz zajadając się pysznymi kanapkami, czekaliśmy na AIMC, by odebrać bilety. Oczekiwanie tym razem nie trwało długo, więc szybko udało nam się wejść na teren stadionu, gdzie zrobiliśmy jeszcze parę grupowych fotek i udaliśmy się w kierunku kołowrotków. Tam tradycyjnie, jak to w Turynie, kontrola bardziej skrupulatna niż na lotnisku. Kilkukrotne przeszukanie, zaglądanie do butów, sprawdzanie rurek do flag i czepianie się praktycznie do wszystkiego. Nauczeni doświadczeniem, wiedzieliśmy, że będą kazali wyrzucać pojedyncze rurki, więc tym razem nabraliśmy ich tyle, by spokojnie starczyło na wszystkie fany Milan Club Polonia. Po tym, jak rok temu weszliśmy praktycznie z pierwszym gwizdkiem, tak teraz po wejściu na sektor mieliśmy jeszcze ponad godzinę do meczu, więc na spokojnie mogliśmy zająć dogodne miejsce i zrobić parę fotek. Nowa flaga MCP z Krzysztofem Piątkiem zrobiła furorę wśród Włochów i wielu chciało zrobić sobie z nią zdjęcie.

Podczas meczu doping na naszym sektorze prowadzony był nieprzerwanie, a gospodarzy praktycznie nie było słychać nawet przez chwilę. Można spokojnie powiedzieć, że doping w Turynie generalnie nie istnieje i sprowadza się on jedynie do januszowego okrzyku „merda”, który krzyczy cały stadion, w momencie wybijania piłki przez bramkarza gości. Przed meczem tradycyjne show oświetleniowe w amerykańskim stylu, które tym razem zrobiło znacznie mniejsze wrażenie, z tego względu, że było jeszcze jasno, gdy rozpoczynał się mecz. Spotkanie zakończyło się wygraną gospodarzy 2-1, a my byliśmy świadkami bramki Krzysztofa Piątka, który zdobył gola na 1-1 i przez pewien czas, dawał nam nadzieje na wygraną. Po meczu, fani gospodarzy dość szybko opuścili stadion, pokazując nam przy okazji pojednawcze gesty, na które nie mieliby odwagi, gdyby nie pleksa oddzielająca nasz sektor. Ku zaskoczeniu, stadion opuścili wszyscy oprócz jakiejś 80-osobowej ekipy Drughi, która została na swoim sektorze, by nawrzucać nam jeszcze z drugiej strony boiska. Chłopaki spinali się jak mogli, jednak nasz sektor przyjął to raczej z wielką dozą ironii odpowiadając im prześmiewczymi okrzykami. Po wyczerpaniu repertuaru przez ekipę Drughi, zostaliśmy w końcu sami, więc mogliśmy bawić się z ekipa stewardów, która między krzesełkami szukała nowych gwiazdek, jakie mógłby sobie przyszyć turyński klub na koszulkę. Po nieco ponad godzinnym oczekiwaniu wypuszczono nas ze stadionu i dalej musieliśmy czekać na zewnątrz, jednak wciąż na terenie obiektu.

Postanowiliśmy więc wsiąść do podstawionego autobusu, który wiózł milanistów na dworzec kolejowy i po kolejnych 30 minutach oczekiwania, ruszyliśmy w kierunku dworca, a stamtąd udaliśmy się taksówkami do hotelu. Pod hotelem spotkało nas wielkie szczęście, bowiem okazało się, że były jeszcze otwarte delikatesy więc mogliśmy zrobić zapas na całą noc, a następnie udaliśmy się do pobliskiej restauracji na kolację i później zrobiliśmy mały bankiet w hotelowym holu. W planach mieliśmy jeszcze wyruszenie na miasto, jednak większość z nas była już tak zmęczona całym dniem, że niektórzy pozasypiali na kanapie w holu. Wiedzieliśmy, że czeka nas jeszcze drugi dzień, więc na spokojnie mogliśmy położyć się spać.

Następnego dnia po śniadaniu, udaliśmy się do centrum Turynu, by zwiedzić miasto i poszukać jakiejś lokalnej restauracji. Po kilku godzinach marszu, zakotwiczyliśmy we włoskiej knajpie, gdzie przy rodzinnym stole, niemalże w pełnym składzie, mogliśmy rozpocząć biesiadę. Jak przystało na Włochy, przy stole zeszło nam parę godzin, a kolejnym punktem na planie naszego dnia, były odwiedziny wzgórza Superga, by oddać hołd poległej tam ekipie wielkiego Torino w 1949 roku, kiedy to ekipa wielokrotnego mistrza Włoch rozbiła się w katastrofie lotniczej. Pojechaliśmy więc autobusem komunikacji miejskiej w miejsce skąd startuje kolejka, po czym zakupiliśmy bilety i rozsiedliśmy się w XIX wiecznej kolejce, która zabrała nas na wysokość 660 metrów n.p.m, gdzie znajduje się słynna Bazylika de Superga. Niestety była ona zamknięta, ale generalnie celem naszej wycieczki nie była sama bazylika, lecz miejsce upamiętniające śmierć piłkarzy Torino. Znajduje się ono na tyłach bazyliki i wybudowano tam wielki pomnik, przy którym zbiera się cała drużyna Torino w każdą rocznicę tragedii. Obok jest również tablica, przy której wymienieni są wszyscy kapitanowie w historii Torino. Prowadzą oni każdorazowo ceremonię, a znajduje się tam także nazwisko Kamila Glika, który był kapitanem Torino w latach 14-16. Oprócz tego, wokół pomnika wywieszone są szale różnych ekip odwiedzających wzgórze, a na tablicy obok, także wlepki fanów z całej Europy, gdzie dodaliśmy również wlepkę MCP. Miejsce robi wrażenie, jednak wspólnie doszliśmy do wniosku, że można byłoby zadbać o nie nieco bardziej.

Dalej udaliśmy się do stacji kolejkowej, gdzie mieliśmy jeszcze nieco ponad pół godziny do zjazdu na dół, więc mogliśmy delektować się piwem i włoskimi likierami w barze, oraz dyskutować z maszynistą kolejki, na temat lat 90 we włoskiej piłce i sceny kibicowskiej, w której maszynista był bardzo dobrze zorientowany. Po dotarciu do miasta, skierowaliśmy się ku stacji metra, by wrócić do hotelu i przygotować się do wieczornej biesiady. Zanim rozpoczęliśmy hotelowe tańce, udaliśmy się jeszcze do pobliskiej restauracji na owoce morza i spore ilości pysznego włoskiego wina, po czym znakomicie zaopatrzeni wróciliśmy do hotelu, by zająć centralne miejsce, w hotelowym pasażu. Było ono znakomicie przygotowane pod naszą biesiadę, ponieważ składało się z 4 wielkich skórzanych kanap ustawionych w dużym kwadracie, zostawiając na środku sporo miejsca. Mogliśmy się więc w pełni oddać delektowaniu zakupionych trunków, omawianiu samego Turynu oraz wczorajszego meczu, a także momentami śpiewać na cały hotel. Nasze zachowanie nie spodobało się recepcji hotelu i po paru godzinach, zobaczyliśmy wychodzącego z windy ochroniarza, który swoją kulturą i uprzejmością całkowicie nas onieśmielił. Spodziewaliśmy się raczej typowo polskiego ostrzeżenia ze strony ochroniarza, który powie nam w dwóch prostych słowach, że jeśli się za chwilę nie zamkniemy, to pogoni nas siłą lub ewentualnie postraszy nas policją, jednak kultura i sposób w jaki nas ostrzegł tak nas onieśmielił, że zrobiło nam się wręcz wstyd, przez co mieliśmy materiał na kolejną godzinę dyskusji i parodiowanie tego, jak wyglądałaby rozmowa 10 pijanych osób z ochroną hotelową w Polsce. Zrobiło się więc głośno, więc po paru godzinach znowu zobaczyliśmy tego samego osobnika, wyrażającego się nadal w sposób niesamowicie uprzejmy i spokojny. Przeprosiliśmy raz jeszcze za swoje zachowanie i przez dłuższy czas było cicho, jednak entuzjazm wyjazdowej ekipy MCP pohamować jest bardzo ciężko i po kolejnych paru godzinach, znowu zobaczyliśmy otwierające się drzwi windy. Było już bardzo późno, zrobiło nam się wręcz głupio z powodu uprzejmości tego ochroniarza, więc tym razem praktycznie nie daliśmy mu nic powiedzieć i sami wstaliśmy z kanap i udaliśmy się do naszych pokojów. W pokojach niestety nie wszyscy poszli spać, ponieważ wyposażeni byliśmy także w bezprzewodowy głośnik wysokiej jakości, który umilał czas przez sporą część wyjazdu nam, jak również i innym gościom hotelowym, o czym dowiedzieliśmy się przy wymeldowaniu. Uprzejma pani na recepcji oświadczyła mi bowiem, że musieli przez nas przekwaterować niektórych gości, a sam hotel daleko odbiega standardami od naszego zachowania, za które najmocniej przeprosiłem. Najwyraźniej hotel ten nie jest przystosowany do przyjmowania kibiców, aczkolwiek my czuliśmy się w nim bardzo dobrze.

Po wymeldowaniu się, mieliśmy jeszcze cały dzień, więc postanowiliśmy udać się znowu do centrum, by zwiedzić to, czego nie udało nam się dzień wcześniej. Pogoda dopisywała, więc po długim spacerze, udaliśmy się na Piazza Vittorio Veneto, gdzie znajduje się wiele różnego rodzaju knajp i w świetle ciepłych promieni słonecznych mogliśmy odpocząć przy piwku i włoskim jedzeniu. Następnie udaliśmy się wzdłuż rzeki Pad, do parku Walentego, gdzie mogliśmy jeszcze przez parę godzin rozkoszować się piękną pogodą i zimnym piwkiem serwowanym w pobliskiej knajpie. Czas biegł nieubłaganie, więc powoli trzeba było zbierać się na pociąg. Na dworzec nie było daleko więc udaliśmy się tam spacerkiem z parku i godzinę później byliśmy już w Mediolanie, skąd autobusem przemieściliśmy się na lotnisko do Bergamo i później samolotem do Modlina, gdzie czekał na nas już zorganizowany wcześniej transport do Warszawy. W ten sposób, kolejny wyjazd do Turynu w towarzystwie świetnej ekipy przeszedł do historii, a decyzja o pozostaniu tam dzień dłużej i wypad pociągiem, okazała się strzałem w dziesiątkę. W przyszłym sezonie zapewne tam wrócimy i zwiedzimy inne zakątki stolicy Piemontu.


Relacja: Sonar

Partnerzy MCP
ACMilan.PLACMilan24.comKoszulki piłkarskie
  | MILAN CLUB POLONIA - STRONA GŁÓWNA | O FANKLUBIE | AKTUALNOŚCI | WYJAZDY MCP | ZLOTY MCP | GADŻETY MCP | KONTAKT | statystyka